Connect with us
img

Super News

Sura: Straszenie inflacją w obecnej sytuacji jest niewłaściwe

Sura: Straszenie inflacją w obecnej sytuacji jest niewłaściwe

WIADOMOŚCI FINANSOWE

Sura: Straszenie inflacją w obecnej sytuacji jest niewłaściwe

fot. rsooll / ShutterstockW Polsce nie można refinansować banków po stopie
niższej od referencyjnej, ponieważ sprowadzałoby się to wyłącznie do
subsydiowania tego sektora – napisał dla PAP Biznes członek RPP Rafał
Sura, w polemice z członkiem RPP Łukaszem Hardtem. Sura uważa, że
podwyżki stóp proc. przy jednoczesnym kontynuowaniu QE byłyby zgubne dla
reputacji banku centralnego.

„Profesor Hardt postuluje
+zaoferowanie przedsiębiorcom, poprzez banki komercyjne, taniego
pieniądza+. To mogłoby oczywiście dotyczyć co najwyżej nowych kredytów,
ale tych kredytów nie ma, bo nie ma na nie popytu. NBP – wg propozycji
Pana profesora Hardta – miałby subwencjonować banki poprzez niższe niż
rynkowe oprocentowanie kredytów im udzielanych. Beneficjentem takich
rozwiązań mogłyby być co najwyżej banki. Beneficjentem niższych stóp
procentowych NBP są natomiast wszyscy kredytobiorcy. Tracą na tym
rzekomo banki, ale to nie do końca tak jest, bowiem marże odsetkowe
wprawdzie spadają, ale znacznie niższe są też straty kredytowe banków,
gdyż niskie stopy wspierają gospodarkę. Mniej jest upadłości i mniejszy
ubytek miejsc pracy a raty kredytowe są niższe i dlatego kredyty są
lepiej obsługiwane. Per saldo banki zatem wcale niekoniecznie tracą” –
napisał Sura.
„Mamy kredyt wekslowy, ale popytu ze strony banków nie ma. W tej
specyfice nie mieszczą się zatem dalsze instrumenty wsparcia akcji
kredytowej, jak postulowane (jednak tylko hasłowo zarysowane, bliżej
niedookreślone) operacje TLTRO. To byłyby niepotrzebne rozwiązania
fikcyjnych problemów (…). Warto przypomnieć, że polskie firmy otrzymały
ponad 100 miliardów złotych środków wsparcia publicznego i dysponują
obecnie znacznymi środkami finansowymi, które w dużej mierze utrzymują
na depozytach bankowych. (…) Pamiętajmy też, że podaż kredytu ze strony
banków nie jest w żaden sposób ograniczana przez ich sytuację
płynnościową, która została skutecznie wsparta działaniami NBP” –
napisał.
Łukasz Hardt od dłuższego czasu, ostatnio w poniedziałkowym wywiadzie
z portalem Interia, postuluje wprowadzenie długich operacji repo po
stopie niższej od referencyjnej, przy jednoczesnej podwyżce stóp
procentowych.
Prezes NBP Adam Glapiński stwierdził w grudniu, że pomysły, aby NBP
„subwencjonował banki” poprzez zasilanie ich w operacjach repo po
koszcie niższym niż sam pożycza od banków „nie mają żadnego
uzasadnienia”.
Surę „dziwi” sekwencja normalizacji polityki pieniężnej proponowana
przez prof. Hardta: na początku podwyżka stopy rezerwy obowiązkowej, w
kolejnym kroku stopy referencyjnej, ale przy utrzymaniu skupu obligacji,
a być może zastosowaniu nowych instrumentów poniżej kosztu
referencyjnego.
„Przecież skup aktywów jest działaniem w zakresie polityki
pieniężnej, które jest wdrażane w zasadzie dopiero w sytuacji
wyczerpania możliwości obniżania krótkoterminowych stóp procentowych.
Celem skupu aktywów jest wzmocnienie oddziaływania poluzowania polityki
pieniężnej na gospodarkę. Innymi słowy chodzi o obniżenie dłuższych stóp
procentowych, a tymczasem jednocześnie bank centralny podnosząc krótkie
stopy działałby przecież w przeciwnym kierunku” – pisze Sura.
„Oznacza to, że prowadzenie skupu aktywów i jednoczesne podwyższanie
podstawowej stopy banku centralnego byłoby działaniem kompletnie
niezrozumiałym, nieczytelnym, wewnętrzne sprzecznym, ze zgubnymi
skutkami dla skuteczności polityki pieniężnej i dla reputacji banku
centralnego” – dodaje.
Sura wskazuje, że NBP posiada jeszcze przestrzeń do działań i nie widzi potrzeby, by stopy były wyższe.
„Mimo silnego szoku zewnętrznego, który – jak się szybko okazało –
wywołał najsilniejszą recesję od dekad, profesor Hardt każdorazowo
głosował przeciw obniżce stóp procentowych w skali przyjmowanej przez
większość Rady. (…). W sumie obniżki stóp wraz z prowadzonym skupem
aktywów skutecznie ograniczyły skalę ubiegłorocznej recesji i oddziałują
w kierunku szybszego ożywienia gospodarczego w bieżącym roku. Zatem
opinia profesora Hardta, że działania NBP nie były słuszne, może budzić
zdziwienie” – napisał Sura.
„Po pierwsze, straszenie inflacją w obecnej sytuacji jest
niewłaściwe. Po drugie, postulowanie jakiegoś utrzymania przestrzeni do
dalszego luzowania na wypadek, gdyby sytuacja się jeszcze pogorszyła,
jest niezrozumiałe, bo sytuacja jest wystarczająco zła. A poza tym, w
razie takiej potrzeby, jest jeszcze przestrzeń do działań NBP” – dodał.
„NBP chronił wyniki eksportu przed erozją”
NBP poprzez interwencje walutowe nie chciał dodatkowo osłabiać kursu i zwiększać zysków eksporterów, lecz działał, by zapobiec erozji wyników eksporterów, gdy kumulowała się bardzo silna presja aprecjacyjna – napisał dla PAP Biznes członek RPP Rafał Sura w polemice z członkiem RPP Łukaszem Hardtem.
„Pan profesor Hardt zdaje się także kontestować potrzebę interwencji dokonanych przez NBP na rynku walutowym. Stwierdza, że polski eksport jest mocno importochłonny, a więc gdy kurs złotego się osłabia, to eksporter otrzymuje oczywiście więcej w złotych za sprzedany towar, ale jednocześnie rosną jego koszty produkcji. Tak, ale przecież gdy eksporter osiąga zysk, to przychody z eksportu muszą być wyższe niż jego koszty, w tym koszty importowanych komponentów, surowców, usług etc. Zatem przy słabszym kursie zysk eksporterów jest wyższy. NBP nie chodziło przy tym o to, aby osłabiać dodatkowo kurs i zwiększać zyski eksporterów, ale aby zapobiec erozji wyników eksporterów w sytuacji, gdy kumulowała się bardzo silna presja aprecjacyjna” – napisał Sura.
„Presja ta mogła doprowadzić, i bez interwencji NBP doprowadziłaby, do silnego wzmocnienia kursu złotego i utraty rentowności przez wielu eksporterów. To oczywiście prawda, że badania NBP potwierdziły zjawisko spadającej siły wpływu zmian kursu walutowego na polski eksport, niemniej wpływ ten jest nadal bardzo silny i to silniejszy niż w innych krajach regionu EŚW” – dodał.
Hardt w poniedziałkowym wywiadzie dla Interii stwierdził, że dyskusyjne jest mówienie, iż polski eksport miał poważne problemy, czy mógłby mieć – i dlatego trzeba było osłabić kurs krajowej waluty.
Jak wskazuje Sura, w Polsce można zaobserwować wyższy udział krajowej wartości dodanej w eksporcie niż w innych krajach regionu, zatem kurs złotego wpływa silniej na sytuację finansową eksporterów. Dodaje, że eksport z Polski charakteryzuje się mniejszą importochłonnością niż eksport innych gospodarek EŚW, co oznacza, że jest bardziej wrażliwy na zmiany kursu walutowego.
Według Sury, pozycja Polski w strukturze globalnych sieci tworzenia wartości sprawia, że polskie firmy nadal w dużej mierze muszą konkurować ceną, a zatem ewentualna aprecjacja waluty krajowej mogłaby ograniczać możliwości oferowania dóbr w konkurencyjnych cenach na międzynarodowych rynkach, a co za tym idzie, ograniczałaby sprzedaż zagraniczną.
Na efektywność przełożenia zmian kursu walutowego na dynamikę PKB korzystnie wpływa także, w ocenie Sury, wzrost roli usług w handlu zagranicznym, których importochłonność jest ponad dwukrotnie niższa niż eksportu towarów.
„Trudno zatem zrozumieć, dlaczego nie mielibyśmy chronić eksporterów przed negatywnym, silnym szokiem kursowym akurat w tak trudnym i wrażliwym okresie, w jakim znalazła się obecnie polska gospodarka. Przy niższym kursie może trzeba zapłacić kilka groszy więcej np. za tankowane paliwo, ale ogólnie inflacja jest jednak niska i zgodna z celem NBP. A alternatywą mogłaby być utrata pracy przez wielu pracowników i utrata możliwości nie tylko zatankowania przez nich swojego samochodu, ale także dokonania innych podstawowych zakupów” – pisze Sura.
W wywiadzie z początku stycznia prezes NBP Adam Glapiński potwierdził, że od połowy grudnia NBP dokonuje zakupu walut obcych na rynku walutowym (oddziałuje to w kierunku osłabienia PLN) w celu wzmocnienia oddziaływania poluzowania polityki pieniężnej NBP na gospodarkę.
Pierwszej interwencji NBP dokonał 18 grudnia. Pod koniec grudnia, prezes NBP Adam Glapiński po raz pierwszy wskazał, a później powtórzył w styczniowych wypowiedziach, że NBP ma przestrzeń do ewentualnych, zdecydowanych interwencji walutowych, choć na razie prawdopodobnie nie będzie takiej potrzeby.
Obserwatorzy oceniają, po deklaracjach Glapińskiego i późniejszych wypowiedziach członków RPP, że NBP może wkroczyć na rynek, gdy kurs EUR/PLN zbliży się w okolice 4,40-4,50.
Rola rezerwy obowiązkowej
Przypisywanie istotnej roli podwyżce stopy rezerwy obowiązkowej jako
elementowi zacieśniania polityki pieniężnej jest błędne – napisał dla
PAP Biznes członek RPP Rafał Sura w polemice z członkiem RPP Łukaszem
Hardtem. Sura uważa, że naliczanie rezerwy obowiązkowej od poziomu
kredytowania psułoby instrumentarium polityki pieniężnej.
„Trudno
podzielić także poglądy prof. Hardta dotyczące rezerwy obowiązkowej. W
szczególności nietrafiony jest argument, że obecny poziom stopy rezerwy
obowiązkowej utrudnia utrzymanie stawki Polonia na poziomie +określonym
stopą referencyjną+. A to dlatego, że stawka Polonia cały czas pozostaje
zbliżona do stopy referencyjnej. Faktem jest, że równocześnie zbliżyła
się ona do stawki depozytowej, czyli obecnie 0 proc., ale dokonana
obniżka rezerwy obowiązkowej nie jest ani jedynym, ani nawet głównym
powodem tej zmiany. Wynika ona głównie z zawężenia różnicy między stopą
depozytową a stopą referencyjną, a także zwiększenia płynności w
sektorze bankowym w związku m.in. z prowadzonym przez NBP skupem
obligacji” – napisał Sura.
„Jednocześnie przypisywanie jakiejś istotnej roli podwyżce stopy
rezerwy obowiązkowej jako elementowi zacieśniania polityki pieniężnej
jest błędne. To nie jest ekwiwalent wzrostu stóp procentowych. A
przecież Pan profesor Hardt zawsze był przeciwny obniżkom stóp
procentowych, a jednocześnie forsował obniżkę stopy rezerwy obowiązkowej
do niższego poziomu niż dokonała tego RPP. Teraz zaś uważa, że
pierwszym krokiem w kierunku zacieśnienia polityki monetarnej powinna
być podwyżka stopy rezerwy obowiązkowej” – dodał.
Hardt powiedział w poniedziałkowym wywiadzie dla Interii, że
normalizacja polityki pieniężnej, na co – jego zdaniem – na razie nie
przyszła jeszcze pora, powinna rozpocząć się od podwyżki stopy rezerwy
obowiązkowej. W kolejnym kroku Hardt widziałby podwyżkę stopy
referencyjnej, ale przy utrzymaniu skupu obligacji, a być może
zastosowaniu nowych instrumentów poniżej kosztu referencyjnego.
Sura nie zgadza się z postulatem, by stopa rezerwy obowiązkowej
uzależniona była od poziomu kredytowania danej instytucji finansowej.
„(…) Prof. Hardt chciałby, aby rezerwa obowiązkowa miała rolę
niespotykaną w żadnym z wiodących banków centralnych świata, tj. aby
stała się ona instrumentem +sterowania+ kredytem. W jaki sposób? Rezerwa
musiałaby być naliczana nie od depozytów, jak chyba wszędzie na
świecie, a od kredytów (czyli jak podatek bankowy), a ponadto musiałaby
być oprocentowana poniżej stopy rynkowej (czyli obecnie poniżej zera),
czyli być dla banków quasi-podatkiem. Poprzez różne stopy rezerwy dla
różnych typów kredytów można byłoby wówczas stwarzać preferencje dla
udzielania takich lub innych kredytów. Ale wtedy rezerwa musiałaby być
rzeczywiście podatkiem od aktywów, tyle, że nakładanym przez bank
centralny a nie przez rząd” – napisał Sura.
„A to byłoby sprzeczne z teorią i praktyką polityki pieniężnej, bo
powodowałoby, że rezerwa nie byłaby już skutecznym instrumentem polityki
pieniężnej, tylko raczej instrumentem quasi-fiskalnym. Czegoś takiego
nie ma w żadnym kraju rozwiniętym. Ponadto, rolą polityki pieniężnej nie
jest na pewno wskazywanie bankom sektorów albo preferowanych celów
kredytowania. To już nie byłaby raczej gospodarka rynkowa. Oczywiście,
podobnie jak w przypadku jakiś bliżej niesprecyzowanych instrumentów
typu TLTRO, łatwo postulować w mediach takie rozwiązania dotyczące
systemu rezerwy obowiązkowej, tyle, że pozostają one de facto w
oderwaniu od realiów, regulacji prawnych i rozwiązań operacyjnych” –
dodał.
Hardt powiedział ostatnio Interii, że dobry byłby taki system, w
którym poziom rezerwy obowiązkowej banków zależałby nie tylko od ich
pasywów, ale również struktury aktywów i rezerwa mogłaby maleć, gdy bank
komercyjny w większym stopniu kredytuje firmy. Zaznaczył, że w obecnych
uwarunkowaniach prawnych taka modyfikacja jest niemożliwa.
Według Sury, naliczanie rezerwy obowiązkowej w zależności od poziomu
kredytowania nie byłoby zgodne z podstawowymi zasadami podziału ról
między rząd i bank centralny i z ustawą o NBP, stwarzałoby liczne pokusy
nadużycia i obejścia regulacji, a skuteczność takich działań byłaby po
prostu bardzo wątpliwa.
„Po piąte, wprowadzałyby one (nowe rozwiązania dot. rezerwy – PAP)
nierówne warunki konkurencyjne dla banków o różnych modelach
biznesowych, o niepewności regulacyjnej nie wspominając. Po szóste i
najważniejsze, rozwiązanie takie psułoby instrumentarium polityki
pieniężnej, osłabiając jej skuteczność i wprowadzając trudną do
zoperacjonalizowania wielość celów tej polityki” – uważa Sura.
Rafał Tuszyński (PAP Biznes)
tus/ asa/Źródło:PAP Biznes


Source link

Continue Reading
You may also like...
Click to comment

Leave a Reply

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

More in WIADOMOŚCI FINANSOWE

To Top
error: Content is protected !!