Connect with us
img

Super News

Mini-BOT-y sposobem Włoch na ucieczkę z eurolandu?

Kuczyński: Co boli polskiego inwestora

WIADOMOŚCI FINANSOWE

Mini-BOT-y sposobem Włoch na ucieczkę z eurolandu?

[ad_1]

Włosi znów czynią
dysgusty unijnej biurokracji. Tym razem wymyślili coś, co może stać się walutą
równoległą wobec euro. I stanowić wytrych otwierający Italii bramę wyjściową ze
strefy euro.

Pod koniec maja włoska Izba Deputowanych przyjęła uchwałę
zachęcającą rząd do wprowadzenia tzw. minibonów skarbowych, zwanych potocznie
mini-BOT-ami
(ang. mini-bills of Treasury).
Choć tego typu uchwały nawet we włoskim parlamencie nie są traktowane zbyt
poważnie i nie mają jakiejkolwiek mocy prawnej, to poparcie tej propozycji
wywołało małe zamieszanie na rynkach finansowych. Ferment był na tyle poważny, że
od pomysłu oficjalnie odciął się minister gospodarki Giovanni Tria, nazywając
go „nielegalnym” i „niepotrzebnym”
.

Formalnie pomysł jest dość prosty. Rząd Włoch i jego agendy
regularnie spóźniają się w spłacie różnych drobnych należności względem swoich
dostawców – głównie małego i średniego biznesu. Stąd co jakiś czas wraca
pomysł, aby rząd wyemitował specjalne nieoprocentowane bony skarbowe o niskich
nominałach i bez terminu zapadalności, którymi płaciłby swoim kontrahentom. Ale
pomysł mini-BOT-ów idzie krok dalej. Po pierwsze, miałyby one mieć formę
papierów o nominałach zbieżnych z banknotami euro. Po drugie, można by było
nimi opłacać podatki i inne zobowiązania administracyjne.

Co więcej, jako że nie byłyby one formalnie prawnym środkiem
płatniczym, nie obowiązywałby w ich przypadku limit transakcji
gotówkowych (w Italii wynoszący zaledwie 3 000 euro). Najprawdopodobniej
powstałby też rynek wtórny, na którym Włosi mogliby wymieniać mini-BOTy na euro,
co w praktyce czyniłoby je środkiem wymiany. Zatem mini-BOT-y stałyby się równoległym pieniądzem, emitowanym nie przez
Europejski Bank Centralny, a przez rząd Republiki Włoskiej. Byłby to wyłom w
pieniężnym monopolu EBC i w praktyce stawiałby Włochy jedną nogą poza strefą
euro.

Włochy pójdą w ślady
Grecji?

Rynkowi komentatorzy traktują propozycję mini-BOT-ów jako otwarcie
nowego frontu przeciwko Komisji Europejskiej przez włoskiego wicepremiera Mateo
Salviniego
. Szef współrządzącej Włochami Ligi nie przepada (z wzajemnością) za
brukselską biurokracją, która usiłuje narzucić swą władzę na kolejne obszary
zarezerwowane dotąd dla rządów narodowych. Będąca już na wylocie Komisja pod
wodzą Jean-Claude’a Junckera grozi
Italii objęciem procedurą nadmiernego deficytu. Wdrożenie tego mechanizmu oznaczałoby
przejęcie przez Brukselę kontroli nad finansami publicznymi Italii.

KE nie bez racji argumentuje, że Włochy nie realizują swoich
zobowiązań, tolerując narastanie długu publicznego do bardzo niebezpiecznych
poziomów (135%  PKB w roku 2020).
Problemem jest też deficyt fiskalny, który w tym roku może sięgnąć 2,5% PKB
wobec zapisanych w ustawie budżetowej 2,04%. Salvini nie chce jednak słyszeć o
redukcji deficytu, bo wcześniej obiecał wyborcom obniżki podatków i nowe
wydatki państwowe, mające „rozruszać” pogrążoną w marazmie włoską gospodarkę.

Ze zrozumiałych względów włoski rząd ma przeciwko sobie
także Europejski Bank Centralny.

– Mini-BOT-y to albo
pieniądze, a w takim razie są one nielegalne, albo są to papiery dłużne i wtedy
stopa zadłużenia wzrasta – powiedział prezes EBC Mario Draghi, z pochodzenia
Włoch. Teoretycznie Draghi ma rację. Ale nie do końca. Bo tak długo, jak Włosi
nie uznają mini-BOT-ów za prawny środek płatniczy (czyli ustawowo nie zapiszą
przymusu jego akceptowania), będą one zwykłym papierem wartościowym, którego
zakup jest dobrowolny.

Niektórym włoska propozycja kojarzy się z tym, co w 2015
roku usiłował
zrobić minister finansów Grecji Janis Warufakis. W razie fiaska rozmów z
wierzycielami grecki plan „B” zakładał utworzenie  równoległego systemu bankowo-finansowego
opierającego się na rządowych kontach podatkowych. Oficjalnie wszyscy się tego
wyparli, a po bezwarunkowej
kapitulacji Grecji wobec tzw. Trojki Warufakis został usunięty z rządu.

Ale Włochy to nie Grecja – przypomniał niedawno Mateo
Salvini. Liderowi Ligi nie chodziło tylko o sam rozmiar włoskiej gospodarki. –
Nie rządzę krajem podającym na kolana – buńczucznie deklarował Salvini.

– Nie jesteśmy
Grecją. Jesteśmy płatnikiem netto do unijnego budżetu. Mamy nadwyżkę handlową i
pierwotną nadwyżkę budżetową. Nie potrzebujemy czegokolwiek od kogokolwiek.
Jesteśmy w lepszej kondycji niż Francja – dodał Claudio Borghi, szef
parlamentarnej komisji finansów. I faktycznie obecna pozycja negocjacyjna Włoch
jest bez porównania mocniejsza niż Greków. Oprócz rozmiarów gospodarki i liczby
ludności rząd Włoch jest w stanie samodzielnie obsługiwać dług publiczny, a
połowa zadłużenia pozostaje w rękach podmiotów krajowych. Tymczasem 10 lat temu
Grecję nie było stać nawet na zapłatę odsetek.

Gdy rządowi brakuje
pieniędzy…

Być może jednak motywy stojące za inicjatywą mini-BOT-ów są
bardziej prozaiczne. W końcu większość Włochów oraz włoskiej klasy politycznej
doskonale rozumie, że euro stoi na straży ich oszczędności i siły nabywczej.
Wielu pamięta, że przed wprowadzeniem wspólnej waluty krajem targała wysoka
inflacja i regularne dewaluacje liry.

Tymczasem rząd kierowany formalnie przez premiera Giuseppe
Contego (a faktycznie przez duet Salvini-Di Maio) desperacko potrzebuje
pieniędzy na sfinansowanie wyborczych obietnic: „dochodu obywatelskiego”, obniżki
podatków czy wydatków na niedoinwestowaną infrastrukturę. A gospodarka leży. Od
początku 2018 roku realna dynamika PKB Italii w zasadzie wynosi zero. Stopa
bezrobocia utrzymuje się powyżej 10% i ani myśli spadać.

Rządząca Włochami koalicja desperacko potrzebuje pieniędzy. Nie może podnieść podatków. Nie może też liczyć ani na wzrost
gospodarczy (którego nie ma), ani na inflację, której nie może wykreować
pozostając w strefie euro. Jedyne, co pozostaje, to wpuszczenie w obieg
własnego pieniądza, bez oglądania się na EBC i Brukselę.

To jednak opcja bardzo ryzykowna, grożąca retorsjami ze
strony unijnych instytucji. W skrajnym przypadku EBC mógłby nawet wyrzucić Italię
ze strefy euro, odmawiając skupowania włoskich obligacji lub odcinając
kroplówkę finansową dla włoskich banków. Wtedy Rzym nie miałby większego wyboru
i prawdopodobnie musiałby opuścić euroland, wracając do waluty narodowej. Wtedy
mini-BOT-y mogłyby posłużyć za pieniądz przejściowy.

Ale nawet bez reperkusji ze strony organów UE plany Włochów
są bardzo ryzykowne dla nich samych. Znając bezgraniczną chciwość i
nieodpowiedzialność klasy politycznej (włoskiej w szczególności) rząd nie
miałby żadnych hamulców w kreacji nowego quasi-pieniądza. Ryzyko wejścia na
hiperinflacyjną ścieżkę byłoby bardzo wysokie, a trzecia gospodarka Europy
mogłaby się w ciągu kilku lat przeistoczyć w drugą Wenezuelę.

Żadne BOT-y nie
rozwiążą problemów Italii

Póki co prawdopodobieństwo wprowadzenie we Włoszech waluty
równoległej zdaje się dość niskie. Ale to się może zmienić, jeśli recesja
gospodarcza będzie się przedłużać, a presja polityczna narastać. Niemniej
jednak warto mieć świadomość, że źródłem gospodarczej stagnacji Italii nie jest
euro i że nowa waluta nie rozwiąże strukturalnych problemów włoskiej gospodarki.

Włoska gospodarka stoi w miejscu od 20 lat. I przyczyny tego
stanu rzeczy są wewnętrzne, a nie zewnętrzne.
Kraj cierpi na przerost wydatków
socjalnych skutkujących gigantycznym długiem publicznym. Doskwiera mu skrajne
przeregulowanie gospodarki, patologiczne przepisy na rynku pracy, chory system
bankowy oraz skorumpowana i nieefektywna biurokracja. Mówiąc krótko: rakiem
trapiącym Włochy jest socjalizm, a nie euro. Brak narodowego pieniądza tylko uniemożliwia zastosowanie gospodarczych „środków przeciwbólowych”, jakim jest
dewaluacja waluty.

Krzysztof Kolany

Source link

Continue Reading
You may also like...
Click to comment

Leave a Reply

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

More in WIADOMOŚCI FINANSOWE

To Top
error: Content is protected !!